Wygląda na to, że w tym przypadku nawet Kazimierz Górski by nie pomógł, choćby i wstał z grobu… Degrengolada jaką pozostaje owładnięta drużyna piłkarska krakowskiej Wisły, prowokuje do głębokiej zadumy. Pierwsza alarmistyczna myśl, jaka człowieka dopada, to brak pozytywnego związku pomiędzy wysoką frekwencją na stadionie im. Henryka Reymana, a wynikami sportowymi. Ulegam właśnie złudzeniu, że 15 tysięcy widzów na trybunach to bankowe trzy zerko dla gospodarzy, bez względu na przeciwnika, z którym gramy…
Niestety, tak nie jest, więc pożytek finansowy z dnia meczowego nie idzie w parze z oczekiwanym wynikiem! Gdyby, nie daj Boże, zła passa na boiskach miała się przeciągać, można oczekiwać powolnego topnienia widowni na trybunach. Tym wszystkim hurraoptymistom wierzącym, że kibice wiślaccy nie podlegają prawu zmęczenia porażkami, trzeba tę wiarę wybić z głowy. Z czasem przecież skutkować będzie efekt ekstraklasy, rozumiany jako magnes dla widowni.
Po drugiej stronie Błoń przecież co dwa tygodnie toczą się mecze o punkty w najwyższej klasie rozgrywkowej, zatem nie wierzę, aby one nie powodowały swobodnego przepływu kibiców w tę stronę. Zwłaszcza że Cracovia sporo robi, aby wbić do głowy krakowianom przekonanie o swoim monopolu na ESA. Kto bawi się w najnowszą historię futbolu krakowskiego łatwo przywoła obrazy pustawych trybun Cracovii po jej spadku z II ligi… A przecież jej niektóre mecze w ekstraklasie gromadziły i po 20 tysięcy płacących za bilety widzów. Kto kumaty, potrafi zbudować wiślacką analogię z przeszłości sąsiadki.
Druga refleksja związana z rozmyślaniem o sytuacji Wisły dotyczy przypuszczeń o niestabilności właścicielskiej klubu. Trwa tu nieustający chaos, informacje ścigają się z fake newsami. Jednego dnia bierze Wisłę Kwiecień, drugiego okazuje się, że nic podobnego, kiedy indziej jeden muszkieter-właściciel Królewski ogłasza wycofanie się z interesu, nazajutrz okazuje się nowy prezes Nowak nie dysponuje taką kasą, żeby przejąć kolejne udziały. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której zdecydowanie mniejszościowy udziałowiec odpowiada za los klubu… Prawda to, czy fikcja, szef, albo wyręczyciel, żeby nie powiedzieć: „słup”? Nie wiadomo w końcu na czym skończyło się ”zasypywanie” dziur w budżecie. Większościowi udziałowcy, a więc realni właściciele, nie chcą „dosypywać” według poziomu udziałów… Leci zatem pewnie urawniłowka, każdy po pół bańki i jedziemy dalej! Wygląda na to, że przez lata degradacji klubu, jego wartość cudownie rośnie…
Wypada się zatem domyślać, że Wisła coraz bardziej powoli staje się towarem, przedmiotem handlu, coraz mniej organizacją wysokiego wyczynu sportowego. A nie tak się umawialiśmy, miało chodzić o ratowanie klubu, nie jego dewastowanie… Największe rozczarowanie budzi jednak polityka kadrowa, która w miarę trwania rozgrywek, z każdym meczem ujawnia swą marność nad marnościami. Większość pozyskanych zawodników miała być gwarantem wygrania I ligi, niektórzy okazują się maruderami! Zawiódł, niestety, największy, jak sądzono, pozytywny przymiot trzech ratowników: nieskończona wiedza o piłce nożnej.
RYSZARD NIEMIEC
Hits: 0