Najpierw był sms od Agaty, chwilę później rozmowa telefoniczna. Córka redaktora Ryszarda Niemca powiadomiła, że zmarł profesor Józef Lipiec. Odeszli w odstępie półtorarocznym. Teraz znów są razem, ponoć w tym lepszym ze światów. Ale na tym jeszcze naszym świecie czujemy się źle. Tak jest zawsze, a przynajmniej powinno być, gdy opuszczają nas postaci znamienite.
Józef Lipiec bez żadnych, ale to żadnych wątpliwości należał do tego kręgu. Wszędzie emanował klasą, imponował nienagannymi manierami, a nade wszystko mądrością, której trzeba mu było autentycznie pozazdrościć. Nie zamykał się w wąskiej specjalizacji. Przeciwnie, był otwarty na różne dziedziny. Filozofię, socjologię, etykę, ontologię, estetykę… I w każdej z nich miał do przekazania wiele istotnych przemyśleń, nad którymi warto było się zadumać. A nawet jeśli to było za dużo, to przynajmniej należało przyjąć do wiadomości, że istnieją sfery, które ktoś mądry traktuje z należną atencją. I dzieli się tym z innymi z pozycji osoby, która nieustannie dostarcza tematów do refleksji.
Dotyczyło to również sportu. Stanowił on dla Józka dziedzinę oczywiście nie najważniejszą, ale niewątpliwie ważną. Również w wymiarze publicystycznym, m.in. na łamach „Tempa”, gdzie zagościł pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Jeszcze się wtedy nie znaliśmy, na razie śledziłem zawartość łamów z pozycji czytelnika. Ujawniła się wtedy w „Tempie” siła, a nawet wręcz potęga felietonowego kunsztu. Czy Lipiec był w tej materii prekursorem, penetrującym nowe obszary i podnoszącym sztukę pisania na coraz to wyższy poziom? Nie, bo jeszcze za czasów prowadzenia „Tempa” przez Jana Rottera z impetem wkroczył do akcji Niemiec. I tak się dobrze złożyło, że śladem pana Ryszarda podążył kilka lat później jego serdeczny druh i omal rówieśnik – Józef Lipiec. Był to duet świetnie, choć przecież nieformalnie, uzupełniający się. Niemiec był bezkompromisowy, o potężnej ekspresji wypowiedzi. Lipiec oferował znacznie spokojniejsze podejście do stawianych problemów, co razem dawało czytelnikowi wartość samą w sobie: balans w felietonowej lekturze. Z tej różnorodności propozycji okupanci kiosków z „Tempem”, oczywiście zdobywanym spod lady, czerpali garściami.
Życie sprawiło kiedyś przyjaciołom psikusa, cokolwiek zresztą sympatycznego. W 1980 Józek otrzymał nominację na funkcję rektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie, gdzie wówczas mieszkał Ryszard. Był więc dla przybysza z Krakowa cicerone, ale nie trwało to długo. Po wygraniu konkursu na redaktora naczelnego „Dziennika Polskiego” z kolei Niemiec przeniósł się do krakowskiego „krążownika Wielopole”… Ale ich drogi zdecydowanie częściej schodziły się niż rozmijały.
Felietony w „Tempie” nie były jedynym przejawem wspólnoty celów kumpli znanych sobie jeszcze z akademika. Wspólną inicjatywą Ryszarda Niemca i Józefa Lipca – choć sprawa dotyczyła innych znakomitości świata nauki i sportu z profesorem Aleksandrem Krawczukiem na czele – było powołanie kapituły „Kalos Kagathos”, co cyklicznie pozwalało uhonorować gigantów, którzy po opuszczeniu w chwale stadionów potrafili tak samo, a czasem jeszcze lepiej poradzić sobie w życiu. To samo odnosiło się do narad piłkarskich, podczas których naprawdę tęgie głowy pochylały się nad problemem uzdrowienia polskiego futbolu. Jedna z takich konferencji, kto wie czy aby nie najbardziej owocna, odbyła się w połowie lat 90. ubiegłego wieku na krakowskiej AWF. Wystąpienie Józka stanowiło jeden z istotnych punktów ogólnopolskiego forum. Mniej więcej dwie dekady później uczestnicy jubileuszu Małopolskiego Związku Piłki Nożnej mogli wysłuchać znakomitego wykładu profesora pod tytułem „105 lat minęło”.
Obaj byli koneserami dobrego futbolu, który jednak przede wszystkim musiał być czysty. Józek jako etyk walczył o przestrzeganie reguł fair play na kilku frontach. Było niemożliwe znaleźć lepszego kandydata do stworzenia Piłkarskiego Kodeksu Etycznego. Pisał w nim, że „na piłce nożnej spoczywa szczególna odpowiedzialność moralna. Jej wartości i normy uczą i wychowują, wprost i pośrednio wpływając na ludzkie zachowanie w każdym kraju i na całym globie. Dobre wzory – w grze i w postawach zawodników, mądrości trenerów i sprawiedliwości sędziów – przenoszone są także poza stadion. Kiedy dzieje się coś złego na boiskach i wokół nich, odbija się to zwielokrotnionym echem w myśleniu i postępowaniu poza futbolem, w codziennym życiu.” Zaś w katalogu podstawowych powinności obowiązujących w piłce nożnej wymieniał uczciwość, rzetelność, pracę, sprawiedliwość, życzliwość, koleżeństwo, honor, godność, lojalność, kulturę, szacunek, gościnność, solidarność, wierność oraz odpowiedzialność. Etos piłkarstwa – kontynuował prof. Lipiec – to także współodpowiedzialność za innych, za wzmacnianie zdrowych i czystych tendencji w całym piłkarskim świecie. U siebie, ale też i u innych.
Nie mogło Józka zabraknąć, Ryszarda oczywiście też, na Marszu Milczenia „O futbol wolny od przemocy i ksenofobii”, który spod pomnika Józefa Kałuży przeszedł przez krakowskie Błonia aż pod pomnik Henryka Reymana. Tłumy postawiły tamtego dnia veto zachowaniom niegodnym pomnikowych patronów, historii Cracovii i Wisły kreślonej na dystansie dłuższym niż wiek, w ogóle złu, wobec którego futbol czysty musi grzmieć na alarm.
Wartością absolutnie największą był dla Józefa Lipca sport olimpijski, zgodny z duchem coubertinowskiego przesłania. Stanowiło dla mnie i Jurka Nagawieckiego zaszczyt ogromny, gdy z pozycji założyciela i przewodniczącego Polskiej Akademii Olimpijskiej Józek zaproponował, abyśmy wnieśli również nasz udział w monumentalnym, liczącym blisko 700 stron dziele pod tytułem „Olimpizm polski”. Zajęliśmy się tymże olimpizmem w rodzimej publicystyce i felietonistyce. To był wolontariat w czystej postaci. Nagrodą była możliwość wygłoszenia okolicznościowego referatu podczas uroczystej sesji na stulecie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Doszedł do tego piękny dyplom i powszechne uznanie. Zawsze będziemy Józkowi głęboko wdzięczni za tę nobilitację.
Profesor Józef Lipiec spocznie w najbliższy poniedziałek na cmentarzu Rakowickim. Znów będzie blisko redaktora Ryszarda Niemca. Znów będą razem, choć tym razem słowa „niestety” uniknąć się nie da…
JERZY CIERPIATKA
Hits: 117