Fot. Alicja Śliwa
O sobie mówi: Z wykształcenia jestem nauczycielką wychowania fizycznego, choć obecnie nie pracuję w zawodzie, bo jestem pracownikiem biurowym w prywatnej firmie. Ponadto jestem instruktorką i trenerką kilku dyscyplin sportu. Między innymi od pięciu lat mam licencję Grassroots C i prowadzę grupy skrzatów i żaków. Jednocześnie jestem sędzią piłkarską i to jest moja pasja.
Taka wizytówka Sylwii Wiatr, która prowadziła finał X Halowych Mistrzostw Małopolski Sędziów o Puchar Prezesa MZPN Kraków, stanowiła „zaproszenie” do dłuższej rozmowy o sportowych pasjach kobiety pochodzącej z Łęgu Tarnowskiego.
— Rozpocznę od biegania, bo od niego wszystko się zaczęło – mówi Sylwia Wiatr. – Najpierw, za czasów szkolnych, w zwykłych trampkach pokonywałam 2-3 kilometry w pobliżu domu. Starty zaczęłam w 2016 roku od występu w I Biegu Mikołajkowym w Brzesku, w którym na dystansie 10 kilometrów wygrałam w klasyfikacji sędziów piłkarskich w kategorii kobiet.
Wynik 47 minut i 45 sekund stał się więc pierwszym rekordem życiowym, ale dzisiaj ten czas jest w głębokim cieniu „życiówki” wybieganej przez Sylwię Wiatr 17 kwietnia 2023 roku na 127. Maratonie Bostońskim – 3.12,04.
— Dumna jestem też z wyniku 3.13,57 uzyskanego pół roku wcześniej na Maratonie w Chicago – dodaje maratonka z gwizdkiem. – Oczywiście, biegam także w naszym kraju, bo zaczęłam od Maratonu Warszawskiego w 2019 roku, łamiąc granicę 3 godzin i 15 minut oraz uczestniczę w projekcie Korona Maratonów Polskich. Ponadto na mistrzostwach Polski w maratonie zdobywałam medale w klasyfikacji nauczycieli. To wszystko przeplata się jednak z sędziowaniem, które w moim życiu pojawiło się 10 lat temu. Od dziecka interesowałam się sportem, bo tata, kibic żużla, zabierał mnie na mecze w Tarnowie, a starszy brat był zawodnikiem A-klasowego zespołu Łęgovia w naszej rodzinnej wiosce, więc chodziłam patrzeć jak trenuje i gra. Kiedy więc dowiedziałam się, że w Tarnowie organizowany jest kurs sędziowski postanowiłam się zapisać.
Ze zdaniem egzaminów Sylwia Wiatr nie miała problemów, ale pierwsze kroki nie były łatwe.
— Debiut, a raczej test, zaliczyłam na społecznym występie u boku doświadczonego sędziego w jakiejś wiosce w gminie Olesno – wyjaśnia Sylwia Wiatr. – Nazwy miejscowości nie pamiętam, ale utkwiło mi w pamięci, że przebierałam się w samochodzie, a ponieważ najmniejsza koszulka miała rozmiar „M” to sięgała mi po kostki. Bardziej dokładnie zapamiętałam kolejne ważne daty, bo 27 maja 2017 roku poprowadziłam mecz w II lidze kobiet Tarnovia Tarnów – Moravia Morawica, a tydzień później znienacka pojechałam jako asystent na IV-ligowy mecz mężczyzn TS Węgrzce – Jutrzenka Giebułtów. Znienacka, bo na mecz, w którym byłam wyznaczona jako sędzia główny obsadowy z powodu braku asystentek wyznaczył mężczyzn i oni mnie zarekomendowali, więc 3 czerwca Mariusz Kuś zadzwonił do mnie z pytaniem czy mam koszulkę w odpowiednim kolorze i powiedział gdzie się spotkamy. Ubrałam się elegancko, według standardów szczebla centralnego kobiet i gdy się zameldowałam na miejscu zbiórki usłyszałam: „ale my nie idziemy na imprezę tylko na mecz”. Chłopcy byli bowiem na luzie. Może dlatego stres szybko minął, a co najważniejsze zostałam pozytywnie przyjęta przez zawodników i pochwalona przez obserwatora.
Jako asystent Mariusza Kusia Sylwia Wiatr jeździła także na kolejne mecze mężczyzn, a jednocześnie wspinała się po szczeblach sędziowskiej drabinki rozgrywek kobiecych.
— Mam na swoim sędziowskim liczniku już ponad 600 występów – twierdzi Sylwia Wiatr. – Są wśród nich mecze ekstraklasy TS Mitech Żywiec – KGHM Zagłębie Lubin w roli asystentki czy I ligi Sokół Kolbuszowa Dolna – Resovia Rzeszów. Uważam jednak, że najbardziej zadowolona mogę być z poprowadzenia spotkania Pucharu Polski Czarni II Sosnowiec – Śląsk Wrocław w listopadzie minionego roku. Drużyna z II ligi podejmowała zespół z ekstraligi, ale na boisku różnicy dwóch klas nie było widać. Dopiero w dogrywce wrocławianki udowodniły swoją wyższość i wygrały 3-1, ale widowisko było znakomite i mnie też sędziowało się bardzo dobrze.
Wśród sędziów, na których się wzoruje Sylwia Wiatr na pierwszym miejscu stawia Szymona Marciniaka.
— Miałam go okazję poznać osobiście podczas zgrupowania sędziów, więc zdjęcie razem z nim dołączyło do mojej kolekcji pamiątek – zapewnia Sylwia Wiatr. – Zanim jednak polski sędzia został najlepszym arbitrem świata to wzorem dla mnie był Pierluigi Collina. Podpatrywałam też inne dziewczyny biegające z gwizdkiem oraz chorągiewką i uczyłam się od każdej. Moim marzeniem jest poprowadzenie meczu ekstraligi i zejście z boiska ze świadomością, że byłam „niezauważona”. Taki sędzia, którego nie było widać podczas meczu może bowiem powiedzieć, że spisał się w swojej roli znakomicie. Nie zawsze jednak tak jest i nawet reguła „kobieta łagodzi obyczaje” nie zawsze pomaga. Emocje na boisku często biorą górę, więc choć trzeba podejmować decyzje w ułamku sekundy należy je także wyważyć. Czas na analizę, wyciąganie wniosków przychodzi po meczu i to jest także bardzo ważne. Trzeba dobrze wykorzystać ten moment, żeby w następnym spotkaniu, bo nie ma występów idealnych, było lepiej. Nie ukrywam, że były takie mecze, po których chciałam gwizdek rzucić w kąt, ale mimo wszystko gdybym jeszcze raz miała wybrać swoją drogę życiową poszłabym w tym samym kierunku i łączyłabym sędziowanie z bieganiem. Ono pozwala mi utrzymać formę, dzięki której na boisku mogę być tam gdzie wymaga tego akcja i dlatego nadal będę pokonywać te swoje 100 kilometrów tygodniowo, żeby łączyć gwizdanie i maratony.
Dorota Dusik
Hits: 515