Gdyby szukać stadionu piłkarskiego, którego uroda nie znajduje konkurenta w Krakowie, należy bezwzględnie wskazać obiekt Prokocimia. Wtopiony w jesienną feerię kolorów Parku Jerzmanowskich wymusza z natury rzeczy konieczność wysokiej estetyki tego, co się dzieje na jego płycie. Tymczasem w natłoku buków czerwonych, dębów, cisów, wierzb mandżurskich, wisien japońskich, platanów klonolistnych, swoje miejsce znalazły brzozy płaczące i od pewnego czasu poszerzają swoje dominium. Coraz rzewniej bowiem ronią łzy nad poziomem gry swoich piłkarzy…
Świetnie pamiętają przecież czasy, kiedy szumiały radośnie z powodu zwycięskich meczów w trzeciej lidze, ba, pamiętają nawet z przekazu dendrologicznego mecze, w wyniku których Prokocim postawił jedną nogę w lidze drugiej… Powstrzymywały mocniejsze wilgotnienie swoich mnogich oczu w postaci liści, jeszcze wówczas kiedy klub tracił miejsce w międzywojewódzkiej. Dziś zalewają się płaczem, patrząc na „popisy” drużyny, której wiernie towarzyszą od półwiecza… Rozbroiła się zbiorowym exodusem zawodników pierwszego składu. Postawili zarząd pod ścianą, domagając się nienależnych gratyfikacji, a także wymuszając zmianę trenera… Trenując dwa razy w tygodniu na prawach czystej amatorszczyzny, dążyli do profitów półprofesjonalnych, na co nawet parkowy drzewostan szumiał gniewnie o każdej porze dnia i nocy…
Może to zabrzmi paradoksalnie, aliści w ostatnich latach obiekt piłkarski Prokocimia wypiękniał i nabrał romantyczności. Za sprawą operatywnego kierownictwa klubu pod sprawną ręką prezesa Małeckiego, wydębiono znaczne środki na modernizację stadionu, zainwestowano w zainstalowanie balonowej pokrywy boiska treningowego. Nic, tylko trenować, grać, i to w pięknych okolicznościach przyrody…
Niestety, z tego, co pokazała drużyna w sobotnim meczu z Bronowianką (2:4), wygląda czarna perspektywa spadku do niższej klasy rozgrywkowej. Toporna technika, niedostatki w przygotowaniu motorycznym i wolicjonalnym (fatalne wykonanie 11-tki, czym pogrzebano szanse na prowadzenie), uzasadniają wspomnianą degradację. Temu wszystkiemu towarzyszy nieustające pajacowanie poprzez wymuszanie na sędziach kartki dla przeciwnika. Niemal każdy gwizdek arbitra spotyka się z okrzykiem powszechnie uważanym za obelżywy. Gdyby nie stworzona przez otaczającą stadion ścianę przyrody, echa tych bluźnierstw docierałyby do sąsiadujących z boiskiem obiektów sakralnych ojców Augustianów, realnych właścicieli Parku Jerzmanowskich. Docierają wszakże do cherubinka przynależnego do klubowego zespołu U-5, oczekującego na swój mecz. Być może ten zawodnik z nr 18 na plecach, tylko przez wzgląd na siedzącego obok rodzica, głośne pretensje do sędziego wykrzykuje bez wszechobecnej na murawie… kurwy… Co było do okazania!
RYSZARD NIEMIEC
Hits: 9