W Krakowie zmarł trener Jerzy Smoter (rocznik 1942) uznawany za wybitnego specjalistę od szkolenia młodzieży. Był zawodnikiem Wisły Kraków, Zwierzynieckiego i Wieczystej, zaś jako trener młodego narybku pracował w Wiśle, Zwierzynieckim, Garbarni i Orle Piaski Wielkie.
W 2011 r. reprezentacja Małopolski 15-latków odniosła piękny sukces, zdobywając pod wodzą trenera Smotera Puchar PZPN im. Jerzego Michałowicza. Pomagał mu Michał Wiącek, a kierownikiem drużyny był Wiesław Gawlik (cała trójka na zdjęciu).
Pogrzeb odbędzie się w piątek, 18 października, o godz. 12 na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie.
Jerzy Smoter. Wybitny spec od młodzieży
Zadzwonił z wieścią, w którą trudno było uwierzyć. Że idzie do cywila. Innymi słowy, że udaje się na piłkarską emeryturę. On? Jerzy Smoter? On schodzi ze sceny, na której w różnych rolach występował przez sześć dekad z okładem? Wierzyć się nie chce…
Przez te wszystkie lata skrzętnie gromadził swój stan posiadania uwieczniony na kartach opasłego tomu kroniki. Już z pobieżnego przejrzenia jej zawartości wynika jednoznacznie, że gazetowych sąsiadów miał Jurek że hej! Akurat słynnych bramkarzy. W „korespondencji własnej z Krakowa” – taki był styl ówczesnej prasy – red. Antoni Ślusarczyk w reportażowym ujęciu zapoznawał czytelników z młodzieżą krakowskiej Wisły (wówczas, w 1953 roku, Gwardii) oraz Cracovii (wtedy Ogniwa). Narybek wiślacki trenował słynny Mieczysław „Messu” Gracz, nadzieje „Pasiaków” pozostawały pod opieką innego tuza, Michała „Myszki” Matyasa. Pod jednym ze zdjęć widnieje podpis: „takiej parady nie powstydziłby się nawet Grosics. Demonstruje ją 11-letni Jurek Smoter, którego ambicją jest grać w pierwszoligowej Gwardii”…
Kilka lat później, jesienią 1956 roku, Jurek znów trafił na łamy „Sportowca”. Tym razem przy okazji jubileuszu półwiecza „Białej Gwiazdy”, której okolicznościowym rywalem składającym wizytę obowiązkowo przyjacielską było moskiewskie Dynamo. Jurek Smoter podrósł na tyle, aby dostąpić zaszczytu podawania piłek. Komu? Ano m.in. Lwowi Jaszynowi, bodaj jeszcze większej legendzie światowej bramki niż słynny Węgier Gyula Grosics. Jaszyn, Grosics… No nieźle, w takim towarzystwie da się żyć…
Wielkiej kariery piłkarskiej jednak Jurek Smoter nie zrobił. Jak na bramkarza był za niski, po grze w Wiśle, Zwierzynieckim i Wieczystej coraz bardziej skłaniał się ku trenerce. Któregoś dnia zaczął prowadzić dziennik, który po dwudziestu latach ujął syntetycznie w następujący sposób:
DZIENNIK Z 20-LETNIEJ PRACY TRENERSKIEJ LATA 1970-1990
„W okresie tym prowadziłem KS Zwierzyniecki (1970-1975) oraz trampkarzy TS Wisła (1975-1990). W czasie mojej pracy w Wiśle przewinęło się tysiące chłopców mniej lub bardziej utalentowanych. Rozpocząłem zajęcia z chłopcami urodzonymi w roku 1961, a skończyłem na budowie drużyny rocznika 1979. Nie miałem do czynienia z rocznikami 1967, 1968, 1971. Za najbardziej utalentowanych uważam rocznik 1965, lecz wyszedł z niego tylko jeden ligowiec (Markowski). Największy sukces odniósł rocznik 1963-64, ale już w wieku juniora pod wodzą trenera Andrzeja Turczyńskiego, zdobywając Mistrzostwo Polski w roku 1982.
Najbardziej zżyty byłem z chłopcami z rocznika 1969. Prowadziłem ich przez pięć lat, zdobywając Mistrzostwa Krakowa halowe i na boisku, Mistrzostwo Makroregionu Małopolska oraz wicemistrzostwo Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży w Poznaniu w roku 1984. Drużyna ta po przejściu do juniorów zdobyła brązowy medal Mistrzostw Polski pod wodzą trenera Andrzeja Turczyńskiego w roku 1986. Ostatnimi trampkarzami, których prowadziłem przez okres pięciu lat to rocznik 1973. Byli to dobrzy chłopcy, ale jako drużyna mieli „pecha”, bo jeszcze lepszą grupę stworzył trener Janusz Sputo w Cracovii. I tak w jakich rozgrywkach by nie startowali, to Cracovia była pierwsza a Wisła druga. Tak się to ciągnęło do wieku juniora, gdzie Cracovia zdobyła dwukrotne Mistrzostwo Polski.
Tak wspominając nie sposób pominąć moich kolegów trenerów oraz kierowników drużyn. W 15-letniej pracy z trampkarzami w Wiśle moim najbliższym kolegą-współpracownikiem był trener Andrzej Turczyński. Z początku trenowaliśmy razem trampkarzy, później przeszedł do juniorów, a ja podsyłałem mu chłopców do dalszego szkolenia. Przez cztery lata miałem szczęście pracować u boku legendarnego naszego „Dziadka”, trenera Adama Grabki. Nie zapomnę jego wskazówki dla mnie jako początkującego trenera w wyławianiu talentów. Dziadek mówił: „Juruś, trzeba mieć tu” i wskazywał na nos. Inni moi koledzy trenerzy w Wiśle to Jurek Płonka, Antoni Talik, Lucek Franczak, Wiesiek Lendzion, Hubert Skupnik, Tosiek Rogoza, Marek Gajewski, i o wiele lat od nas starszy mój trener, kiedy grałem w juniorach Wisły p. Mieciu Jezierski.
Kolej na ludzi wielce oddanych młodzieży, poświęcających im wiele swojego czasu bezinteresownie – kierowników drużyn. Na pierwszym miejscu ten, który mnie do Wisły polecił i mówił, że się nie zawiódł, czyli p. Jerzy Rymsza. Następnie Jan Karliński, Andrzej Szymański, Mieczysław Grelak, Władysław Dębowski – nieoceniony kierownik rocznika 1969. I ostatni z moich kierowników Władysław Błaś, również oddany bez reszty Wiślackiej młodzieży. Za okres mojej pracy I-szą drużynę seniorów Wisły prowadzili tacy trenerzy jak: Aleksander Brożyniak, Orest Lenczyk, Lucjan Franczak, Wiesław Lendzion, Andrzej Zientara, Stanisław Cygan, Roman Durniok”.
Jurek nie miał jeszcze pojęcia, że w owym roku 1990 nie dotarł choćby do połowy drogi. Nie tylko w klubach, bo oprócz pracy w Wiśle z doskonałym skutkiem zajmował się młodzieżą Garbarni, zaś w ostatnich latach działał w Orle Piaski Wielkie. Okazało się bowiem, że znakomite efekty zaczęła przynosić praca z młodzieżowymi reprezentacjami Małopolskiego Związku Piłki Nożnej. Tak było na przykład na boiskach w Skierniewicach i Łowiczu, gdzie w 2008 roku roku odbył się V Ogólnopolski Turniej im. Leszka Jezierskiego, będący nieoficjalnymi mistrzostwami Polski do lat 12. Zwycięzcą została Kadra MZPN, która zdominowała turniej w klasyfikacji zespołowej oraz indywidualnej. W imprezie mającej tak znakomitego patrona z pięknej strony pokazali się Małopolanie, których prowadziło dwóch Jurków: Smoter i Płonka, zaś kierownikiem był nieodżałowanej pamięci, przedwcześnie zmarły Wiesław Gawlik. Obserwatorem z ramienia PZPN był Zbigniew Stępniowski, jednocześnie przewodniczący Komisji Młodzieżowej MZPN. Zauważył on z uzasadnioną satysfakcją, że ponad połowę ekipy triumfatorów ze Skierniewic i Łowicza stanowili chłopcy, którzy przed dwu laty pod trenerską wodzą Andrzeja Sykty zwyciężyli podczas finału VI Turnieju „Z Podwórka Na Stadion” w Nowej Hucie. Świadczyło to jak najlepiej o konsekwentnym czynieniu postępów przez utalentowaną młodzież oraz naturalnie o właściwej opiece szkoleniowej.
Potwierdził to sam Smoter, kiedy przyszły następne sukcesy. Ten sam rocznik 1996 najpierw wywalczył Puchar PZPN im. Wacława Kuchara (MP 14-latków), a następnie zdobył Puchar PZPN im. Jerzego Michałowicza (już w kategorii 15-latków). W obu przypadkach trenerem MZPN był Smoter, z tym że wcześniej pomagał mu Płonka, a później Michał Wiącek. Po sukcesie U-15 w Brzegu Jurek Smoter przypominał, że tę drużynę zaczął tworzyć przed czterema laty. W poprzednich edycjach MP dwukrotnie triumfowała, raz zajęła 4. miejsce w finałach. Ilu zawodników zostało? Większość, która teraz odniosła piękny sukces w Brzegu – powiedział wybitny spec od szkolenia młodzieży. I był całkiem zgodny z trenerem Wiąckiem, że obrany kurs na jakość musi być podtrzymywany. I był, choć tytułu w Pucharze PZPN im. Kazimierza Deyny już nie udało się obronić mimo atutu własnego terenu. Finałowa porażka z Warmią i Mazurami na stadionie Hutnika wprawdzie bolała, bo „srebro” to nigdy nie „złoto”, ale… Jerzy Smoter: – Przy zastosowaniu skali ocen ze starej szkoły wystawiłbym „4” za postawę w finałowym turnieju, choć nie w finałowym meczu. Tu liczyliśmy na sukces, chłopcy podobnie. W sumie odczuwaliśmy niedosyt, bo kolejny złoty medal na pewno był w naszym zasięgu. Ale i tak chciałbym doczekać, aby ktoś kiedyś powtórzył sukcesy tej drużyny, mierzone w kilkuletniej skali…
Dlaczego tak ukochał pracę z młodzieżą? Bo znajdował w tej pracy, choć przecież nie zawsze, powody do satysfakcji. Przerzucam karty kroniki i znajduję taką oto laurkę sprzed kilkunastu lat, traktowaną w dosłownym znaczeniu: „W imieniu wszystkich Pana podopiecznych i ich rodziców składamy Panu gorące podziękowania za duży wkład pracy w prowadzeniu zajęć sportowych z naszymi pociechami. Jesteśmy ogromnie wdzięczni nie tylko za duży wkład pracy w prowadzenie treningów, ale za wielką Pana serdeczność jakich darzył Pan swoich małych piłkarzy. Serdecznie dziękujemy za wszystko i życzymy sukcesów w nowym miejscu pracy. Chłopcy z rodzicami.
To był rocznik 1989/90. Jurek, policz ile takich wdzięcznych roczników zdążyło się uzbierać…
JERZY CIERPIATKA
FUTBOL MAŁOPOLSKI, tekst archiwalny z miesięcznika informacyjnego MZPN
Hits: 734